LODOSPADY W DOLINIE BIAŁEJ WODY – LUTY 2017

W drugi weekend lutego razem z Marcinem Kowalikiem działaliśmy na lodospadach w Dolinie Białej Wody. Udało się nam zrobić trzy lodospady: Adin Usmiev (WI3/II), Lodospad Mrozokowa (WI4/II) i Kaskady (WI3/3+/II).

Lodospad Mrozokowa był dwuwyciągowy i miał około 60 metrów długości. Pierwsze stanowisko znajdowało się na półce tuż po kluczowych trudnościach. Drugi wyciąg był już łatwiejszy choć nieco dłuższy i kończył się stanowiskiem założonym na drzewie.

Nieco łatwiejszy, ale za to dłuższy od Mrozekowa był lodospad Adin Usmiev. Kiedy zaczęliśmy się na nim wspinać minęło południe i lód zrobił się mokry. Wkręcane śruby na szczęście nie wylatywały. Idący przed nami zespół guzdrał się niesamowicie, dlatego minąłem go kiedy znajdował się na pierwszym stanowisku i poszedłem dalej do góry, na pełną długość liny. Stan zbudowałem na niewielkiej turniczce. Marcinowi pozostało poprowadzenie kilkunastometrowego odcinka (aczkolwiek dość trudnego) i założenie stanowiska na solidnie wyglądającym drzewie. Niestety lina sześćdziesięciometrowa okazała się za krótka żeby od razu znaleźć się na dole, musieliśmy więc założyć dwa zjazdy.

Następnego dnia poszliśmy na Lodospad Kaskady. Przed nami wspinał się tylko jeden zespół; zanim się oszpeiliśmy chłopaki skończyli ostatni wyciąg. Było to o tyle istotne, że lód w górnych partiach lodospadu był bardzo kruchy i spadał na dół w ogromnych ilościach (niektóre kawałki były wielkości małych telewizorów). Kiedy poprzedzający nas zespół zjechał na dół rozpoczęliśmy wspinaczkę. Prowadziłem pierwszy, kilkunastometrowy wyciąg. Początkowo trawersowałem w prawo, później poszedłem wprost do góry, a następnie skręciłem na lewo, do stanowiska (dwa spity i taśma). W międzyczasie od dołu zaczęły się wspinać kolejne zespoły, które zdawały się zupełnie nie przejmować sypiącymi się z góry lodowymi odłamkami. Cała sytuacja nie wyglądała na bezpieczną, a mi przez cały czas kołatała się w głowie myśl „co będzie gdy w czasie zjazdu jakiś kawałek lodu trafi nam w linę?”

Dlatego musieliśmy przyspieszyć. Marcin pominął drugie stanowisko i poszedł wprost do góry. Tam znalazł kilka taśm zawieszonych na kosówkach. I też z tego miejsca zaczęliśmy zjeżdżać. Czekając aż Marcin dojedzie do kolejnego punktu zjazdowego oparłem się ręką o lód. I ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu momentalnie oderwała się od niego wielkości cegły. Czym prędzej odrzuciłem ją w bezpieczne miejsce uważając żeby nie spadła na głowy innym wspinaczom.

Kiedy znaleźliśmy się na dole słońce już mocno przygrzewało, a lód stawał się coraz bardziej mokry i kruchy. Dlatego zgodnie zdecydowaliśmy, że nie będziemy się wspinać na kolejnym lodospadzie i najwyższy czas zacząć zbierać się do domu. Zwłaszcza, że do Lublina czekała nas długa droga.

Tekst: Michał Drożdż